poniedziałek, 1 września 2014

2. Kombinujesz coś?- Chanel

Ooh źle trafiłeś, mogę powiedzieć
Chcesz tego mocno, ale oh więc
Koleś, to co masz dla mnie
To coś czego ja
Coś czego ja nie potrzebuję
~The Pussycat Dolls ft. Will.I.am- Beep



Jak co dzień siedzimy w studiu i nagrywamy piosenkę. Tym razem jest to kolejny singiel promujący nową płytę. Kiedy nagrywałam swoje partię, Aali skręcała się ze śmiechu. Nie mam pojęcia dlaczego, ale nie zwracałam na to uwagi, ponieważ zazwyczaj to ona z naszej czwórki ma najlepszy humor.
Gdy skończyłyśmy, wygłupiałyśmy się, odsłuchując całą piosenkę. Jak zawsze skończyło się tym, że razem z kanapą wylądowałyśmy na podłodze. Potem wpadł Jost i zawołał do siebie Aaliyah. Nam kazał jechać do hotelu i powiedział, że jutro o 7.00 mamy zjawić się w studiu. Razem z Brandy i Kath wyszłyśmy z budynku, ale zatrzymałam się w pół kroku. Pomyślałam, że jednak zostanę i będę w pobliżu, żeby ta dwójka nie pozabijała się.
-Wiecie... ja chyba zostanę.
-Kombinujesz coś?- zapytała Brandy. Co? Ja miałabym coś kombinować? Nieee...
-Nie. Pomyślałam, że może uda mi się napisać jakąś piosenkę. Wiecie,- zaczęłam im tłumaczyć. Szatyn i drugi szatyn z warkoczykami minęli nas i weszli do środka.- Pogrzebałabym w starych tekstach i może coś by się skleiło.
Uśmiechnęłam się do nich słodko. Zazwyczaj działa, chociaż tylko na nie. Praktycznie tylko Aaliyah wie, kiedy kłamię. I oczywiście Harry. Chociaż nawet ją czasami łatwo jest okłamać. A najlepszym przykładem jest sytuacja z jej byłym. Cały czas mówił, że ją kocha i wraca późno z pracy, bo szef mu każe, a tak naprawdę pieprzył się z blondwłosą sekretarką i dziewczyną swojego najlepszego kumpla. Potem była depresja, załamanie nerwowe, czy jak kto woli. I musiałyśmy ją z tego wyciągnąć, więc napisałyśmy piosenkę o tym, że nie potrzebujemy facetów. Było przy tym dużo zabawy i Aaliyah się trochę rozerwała.
-Dobra... Jak chcesz, ale ja po ciebie nie będę przyjeżdżać.- ostrzegła mnie Kath. Poczekałam aż odjadą i wróciłam do studia. Powiesiłam swoją czarną, skórzaną kurtkę z ćwiekami na ramionach na wieszaku, a torebkę rzuciłam na szafkę.
Na kanapie siedział wysoki szatyn z irokezem, ale nie takim klasycznym, i makijażem, który podkreślał jego brązowe oczy. Pisał coś w swoim telefonie, więc nie było szans, żeby mnie zauważył i z radia leciała muzyka, więc pewnie nie usłyszał moich szpilek. Usiadłam na fotelu pod oknem uprzednio wyjmując kilka nieskończonych piosenek z naszego pudła. Rozłożyłam je na stoliku z ciemnego drewna i wzięłam długopis z kubka. Postanowiłam pogrzebać w Say my name, ale przez dłuższy czas mi nie wychodziło. Ze zdenerwowania rzuciłam długopisem w ścianę. Spadł na podłogę w częściach.
-Po co się tak denerwować?- usłyszałam melodyjny głos, dochodzący z kanapy.
-Ugh... Długo by tłumaczyć. Jestem Chanel...
-Tak, wiem. Znam zespół.- przerwał mi. Wstał z kanapy i podszedł do mnie. Wyciągnął w moją stonę swoją dłoń, którą przyjaźnie uścisnęłam.- Bill Kaulitz. Nie wiem czy kojarzysz.
-Coś mi świta.- uśmiechnęłam się. Usiadł na fotelu obok i wziął do ręki kilka kartek ze stolika. 
 Tak naprawdę to kojarzę go tylko przez podboje jego brata. To Bill był ten normalny, a ten drugi to... ten drugi. Zawsze większy rozgłos miał jego brat, a z tego co opowiadała mi Kath, Bill jest sam. 
 -Świetne teksty...- mruknął oglądają jeden z tekstów Aaliyah. 
 -Bo nie moje.- wzruszyłam ramionami i zerknęłam przez jego ramię na kartkę. Czytał Little Me. W drugiej ręce trzymał moje, skończone od jakiegoś miesiąca, They just don't know you. Jestem zadowolona z tej piosenki, bo wiem, że jest naprawdę dobra. W końcu napisałam coś dobrego od początku naszej kariery. 
 -Zabawne...- odłożył kartki na ich miejsce i rozsiadł się w swoim fotelu. Z gabinetu Josta było słychać bardzo głośne krzyki Aaliyah, jego i jakiegoś kolesia- prawdopodobnie drugiego Kaulitza.
- Może pójdziemy gdzieś indziej? Przez nich nie da się tutaj normalnie rozmawiać. 
 -Jasne.- przystałam na jego propozycję. Może być ciekawie. Koleś ma w sobie coś co do niego ciągnie i chce się go bardziej poznać. Wstaliśmy i oboje poszliśmy po nasze kurtki do wieszaka. 
 -Masz niezły gust.- rzucił Bill próbując nie roześmiać się. Taa... zabawne. Na wieszaku wisiały dwie takie same kurtki. Jak to możliwe? Z tym pytaniem do Kaulitza. 
 -Twój gust też jest niczego sobie...- oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
- Co teraz? 
 -Nie wie... Mam!- krzyknął i zabrał jedną z kurtek. 
Nie mam pojęcia jak udało mu się ją rozpoznać, ale musi dobrze znać swoje ciuchy. Zabrałam drugą, która prawdopodobnie była moja, oraz torebkę i ramię w ramię wyszliśmy ze studia, zostawiając tą trójkę samych w środku, w jednym gabinecie. To nie może dobrze się skończyć. Bill zaprowadził mnie pod czerwone Audi A1 ignorując krzyki i piski fanek zebranych pod studiem, po czym otworzył drzwi od strony pasażera. Wsiadłam i odwzajemniłam jego uśmiech. Zatrzasną drzwi, obszedł auto, po czym wsiadł z drugiej strony.Po krótkiej chwili jechaliśmy zatłoczonymi ulicami Hamburga. Z samochodowego odtwarzacza leciały piosenki Green Day, a Kaulitz był skupiony na prowadzeniu auta i nuceniu American Idiot pod nosem. Cisza, która panowała pomiędzy nami była chwilowa, bo właśnie ustaliśmy na czerwonym świetle na jednym ze skrzyżowań. Po budynkach tu stojących domyśliłam się, że wjeżdżamy do centrum miasta.
-Mieszkasz na stałe w Hamburgu?- rzuciłam pierwsze pytanie, które przyszyło do mojej głowy.
-Jeżeli nie jesteśmy w trasie to tak. I uprzedzając kolejne twoje pytanie: nie, nie mieszkam sam.
-A z kim? Masz żonę czy psa?
-Brata.
Oboje zaśmialiśmy się i w tym samym momencie zapaliło się zielone światło. Bill ruszył z piskiem opon. Myślę, że będzie mi się z nim świetnie rozmawiało i na pewno szybko się dogadamy.
-Gdzie jedziemy?- ciekawość dała mi się we znaki.
-Do Golden Rose. Taki mały klub na obrzeżach centrum.
Ustaliśmy na niewielkim parkingu przed klubem. Nad drzwiami budynku zawieszone były litery, układające się w nazwę klubu. Wyszliśmy z auta i ruszyliśmy ku wejściu do środka. Od razu po wejściu czuć było zapach alkoholu pomieszany z zapachem potu i różnorakich perfum. Na parkiecie tańczyło sporo osób, znaczna część z nich była już nieźle wstawiona. Usiedliśmy przy barze, a Bill zamówił dla nas jakieś drinki. 

~****~

Po kilku szklankach trunków i rozmowie o naszym życiu, zaryzykowaliśmy wyjście na spacer, ponieważ żadne z nas nie mogło prowadzić. Chcieliśmy uniknąć spotkania z fanami w takim stanie, zaszyliśmy się na jakiejś łące w parku niedaleko tego klubu. Paparazzi też chcieliśmy uniknąć, ale nie wiadomo gdzie te parszywe hieny się zaszyją. Usiedliśmy na pokrytej rosą trawie i rozmawialiśmy przez jakąś godzinę. Przerwałam rozmowę, kiedy zorientowałam się, o której muszę jutro wstać. Przeszłam sporą drogę do hotelu, cudem unikając rozwrzeszczanych fanów stojących pod hotelem. Nawet nie pamiętam jak dostałam się do swojego pokoju i kiedy zasnęłam. 
Obudziłam się przez dźwięk budzika ustawionego w moim telefonie. Wyłączyłam go i usiadłam na łóżku, lecz momentalnie się położyłam przez ból głowy. Sięgnęłam do szuflady w stoliku nocnym, stojącym obok łóżka po tabletkę na ból głowy oraz butelkę wody. Po połknięciu dwóch tabletek i upewnieniu się, że nie kręci mi się w głowie, wstałam z wygodnego łóżka. Spojrzałam na zegar wiszący nad drzwiami. Wskazywał 14 minut po szóstej. Poszłam do łazienki, żeby wziąć odświeżający prysznic, umyć zęby i uczesać się. Po wykonaniu tych czynności wróciłam do pokoju. Ubrałam się, a kiedy zakładałam buty zadzwonił mój telefon. Sięgnęłam po komórkę i na ekranie zobaczyłam imię chłopaka, którego tak długo nie widziałam oraz strasznie się za nim stęskniłam. Bez wahania odebrałam, nie spodziewając się nagłego ataku z jego strony. 
-Cześć, kocha...- zaczęłam, ale chłopak od razu mi przerwał.
-Coś się stało, że szlajasz się po klubach z jakimś facetem?
-Ale o co ci chodzi?- zapiszczałam.- To nie był jakiś facet tylko Bill i to jest mój znajomy.
-To wiele wyjaśnia...- burknął zdenerwowany. 
-A tak w ogóle to skąd o tym wiesz?- spytałam podejrzliwie. 
-Otwórz drzwi.- podeszłam do drewnianej powłoki oddzielającej pokój od korytarza i z niepewnością chwyciłam klamkę. Za drzwiami stał Harry we własnej osobie.

Madlen Angel

Ten oto odcinek napisała przyjaciółka z którą będę prowadzić tego bloga :p
Dziś świętujemy! Urodziny Billa i Tom :p
Życzę im tylko jednego, aby się nie zmieniali :;
Mam też bardzo smutną informację :(
Dnia 25 sierpnia 2001 roku, w katastrofie lotniczej zginęła Baby Girl Aaliyah. Kobieta, która zmieniła muzykę na zawsze...pamiętamy

4 komentarze:

  1. Oczywiście, że pamiętamy! A odcinek świetny, ta...Bill ten bardziej normalny. Normalnie zapowietrzyłam się gdy była wzmianka o Green Day'u, hahaha, ale do rzeczy. Harry...nie lubię tej postaci, ale serio. Jakoś tak nie do końca mi pasi, ale zobaczymy z czasem. W dwie osoby o wiele szybciej będzie się pisać bloga, weny życzę na odcinek 3 i czekam z niecierpliwością :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne. Podobało mi się. I to znaczy ze jest Gut. Błędów nie znalazłam... tak możesz skakać z radości. Wiesz chyba nikt tutaj nie lubi Harrego. I musze przy ac racje DEE. Nie ma to jakiść kom z trwaju^_^ nie ważne.

    Całuje i życzę weny na kolejny magiczny odcinek ^_^
    Kc :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę, że nie będę ani trochę oryginalna, kiedy napiszę, że Harry nie jest postacią, którą lubię ;p Tak serio to mam podobną umiejętność jak Chanel, potrafię okłamać prawie wszystkich i to chyba nie jest do końca zaleta, chociaż w niektórych sytuacjach bywa przydatna, nie będę kłamać. Życzę weny i powodzenia Chanel z Billem i żeby nie oceniała tak szybko Toma! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Chan i Bill? widać, że od razu załapali świetny kontakt między sobą.. - generalnie życzę im jak najlepiej, i coś czuję, że nawet Harry im w tym nie przeszkodzi ;)

    Pozdr, KBill

    OdpowiedzUsuń